Czasami kosmetyk czy jakiś zabieg jakiemu się poddajemy nie spełnia naszych oczekiwać. W takim przypadku mamy prawo do wystawienia negatywnej opinii, bo także takie opinie muszą się pojawiać w blogosferze. Do napisania posta natchnęła mnie sytuacja, która zdarzyła się pewnej blogerce - będzie bez danych, ale takie sytuację przytrafiają się blogerom co jakiś czas i warto wiedzieć co w takiej sytuacji robić.

Blogerka X została zaproszona przez właścicielkę nowo otwartego salonu na zabieg kosmetyczny. Niestety zabieg niezbyt dobrany do jej potrzeb (pękające naczynka), a sama właścicielka podczas zabiegu odbierała telefony... Po jakimś czasie blogerka wybrała się tam na rozmowę, a właścicielka robiła małe 3w1 - rozmawiała z nią w gabinecie, odbierała telefony, a jak potem się okazała wykonywała komuś w międzyczasie depilację... Multitasking to błogosławieństwo, ale chyba nie w takim wypadku, prawda? Blogerka opisała sprawę rzetelnie, bez epitetów, a nawet jak na mój gust za grzecznie na blogu ;) Przy tym dodając zdjęcie salonu z zewnątrz oraz nazwę i adres. Właścicielce się to nie spodobało i postanowiła postraszyć sądem i sprawą o pomówienie!
Niestety blogerka dała się zastraszyć i wystosowała przeprosiny (dwa razy!). Ale warto wiedzieć, żeby nie dawać się zastraszać, dlaczego?
Bo negatywna opinia to nie jest pomówienie!
Zgodnie z Art. 212 Kodeksu Karnego:
§ 1. Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności,
podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
§ 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 za pomocą środków masowego komunikowania,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.
§ 3. W razie skazania za przestępstwo określone w § 1 lub 2 sąd może orzec nawiązkę na rzecz pokrzywdzonego, Polskiego Czerwonego Krzyża albo na inny cel społeczny wskazany przez pokrzywdzonego.
§ 4. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 lub 2 odbywa się z oskarżenia prywatnego.
Czyli podsumowując:
- pomówienie jest wtedy, kiedy szkodzi danej osobie lub firmie, poniża ją albo naraża na utratę zaufania
- pomówienie to też może być wpis w blogu
- pomówienie jest karalne
- oskarżyć o pomówienie można tylko prywatnie, czyli jeżeli ktoś straszy, że pójdzie do policji to niech idzie i tak nic nie zrobią ;)
Ale czym jest samo pomówienie? Zgodnie z definicją słownikową to: „pomawiać” to bezpodstawnie zarzucić, niesłusznie przypisać coś komuś, posądzić, oskarżyć kogoś o coś.
BEZPODSTAWNIE, czyli jeżeli ja pójdę do salonu i Pani zamiast maseczki na twarz nałoży mi kwas to mogę napisać na blogu, że jest niekompetentna, bo wykonała mi zły zabieg to nie jest pomówienie. Ale jeżeli nie pójdę i powiem, że ta pani to głupia pizda, bo na pewno myli się w pracy (a nie wiem tego od kogoś, tylko sobie wymyśliłam) to jest pomówienie. Albo jeżeli powiem, że sekretarka robi loda szefowi to jest pomówienie. Jeżeli ją na tym przyłapie i powiem, że sekretarka robi loda szefowi to nie jest pomówienie.
Dodatkowo naszych interesów broni Art. 213 Kodeksu Karnego:
Art. 213
§ 1. Nie ma przestępstwa określonego w art. 212 § 1, jeżeli zarzut uczyniony niepublicznie jest prawdziwy.
§ 2. Nie popełnia przestępstwa określonego w art. 212 § 1 lub 2, kto publicznie podnosi lub rozgłasza prawdziwy zarzut:
1) dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub
2) służący obronie społecznie uzasadnionego interesu.
Jeżeli zarzut dotyczy życia prywatnego lub rodzinnego, dowód prawdy może być przeprowadzony tylko wtedy, gdy zarzut ma zapobiec niebezpieczeństwu dla życia lub zdrowia człowieka albo demoralizacji małoletniego.
Czyli, jeżeli to co zostało napisane w opinii/recenzji/relacji jest prawdziwe to do pomówienia nie doszło!
Może komuś się ten wpis przyda, bo ja na miejscu właścicielki bloga bym życzyła szerokiej drogi i czekała na bezpodstawne wezwanie do sądu ;) gdyż do pomówienia nie doszło.
Poza tym "idę z tym do sądu!" to chyba najczęstszy argument... zresztą wiele osób go stosuje np. w stosunku do nieuczciwych sprzedawców, a tak naprawdę to mało komu chce się w to wszystko bawić. Nie bądźmy głupiutkimi kozami, które jak jedna wystawiają tylko pozytywne opinie, bo inaczej firma poda nas do sądu, bo jeżeli nie ma podstaw to tego nie może zrobić, a nawet jak to zrobi (co jest wątpliwe) to i tak nic z tego nie wyniknie (może poza historią do opisania na blogu ;)).
Mam nadzieję, że Wy nie dacie się nigdy zastraszyć sądem!
Buziaki, Mila :)